wtorek, 10 kwietnia 2012

Uwierz, że możesz latać cz. 5 (ost.)

Hej! Jak tam święta? Ja czuję, ze przytyłam jakieś 10 kg… ;D Od wirtualnego króliczka wielkanocnego dostaniecie dość długą, ostatnią już część opowiadania, a ja tym czasem zabieram się za pisanie czegoś nowego!

,,Nigdy nie przestawaj się uśmiechać, nawet jeśli jesteś smutny, ponieważ nigdy nie wiesz, kto może się zakochać w twoim uśmiechu.’’

                                                                   ***
Jaka ja byłam głupia! Okazało się, że Maciek od pół roku ma już dziewczynę, a mimo to umawiał się z innymi… Tylko, że Marcel zniknął, Sandra się obraziła, a mama… no właśnie, nic się nie zmieniła. Pracoholiczka, która nie wie nawet, jaki rozmiar buta nosi jej córka.

Usiadłam na łóżku i sięgnęłam po gitarę. Odkąd tata odszedł tylko ona tak naprawdę potrafiła mnie pocieszyć.
- Hej, nie przeszkadzam? – Marcel nieśmiało otworzył drzwi.
Rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam płakać.
- Przecież tak naprawdę nie chciałam, żebyś odszedł – szepnęłam.
- Ja też nie chciałem. To ostatnia szansa.
Został ze mną, dopóki nie usnęłam.
On wiedział, kiedy śpię, a kiedy tylko udaję.

Mijały tygodnie, a wszystko układało się coraz lepiej. Marcel był wyjątkowo zdolnym uczniem, jeśli chodzi o grę na gitarze – trzeba przyznać, że było mu z nią naprawdę do twarzy – i cierpliwym słuchaczem, jeśli chodzi o moje użalanie się nad sobą. Przeprosiłam Sandrę i wszystko powoli wracało do normy.


- Nie wierzyłam, że kiedyś to powiem, ale nie jesteś taki głupi, na jakiego wyglądasz – przyznałam, kiedy Marcel zdradził mi techniki odstraszania komarów, które wyjątkowo dokuczały mi tego ciepłego wieczoru. Siedzieliśmy nad małym jeziorkiem kilka kroków od mojego domu. Mieliśmy oglądać zachód słońca, ale słońce dawno już zaszło i gdyby nie pięknie rozgwieżdżone niebo, byłoby całkiem ciemno.
Zaśmiał się, chyba nawet zarumienił. W jego oczach zauważyłam coś niezwykłego, nowego. A może to coś było w jego oczach od dawna, tylko nie potrafiłam tego dostrzec?

Widziałam, jak zbiera słowa i próbuje ułożyć z nich coś sensownego.
- Może kiedyś się urodzę – zaczął w końcu. – Ale nie będę cię znał ani nawet pamiętał. A ty… - westchnął. – tak bardzo chciałbym… być. Złapać cię za rękę, ale tak naprawdę... - głos mu się łamał. Zamilkł.
Czułam, że łzy napływają mi do oczu. Odwróciłam wzrok.
- Chyba położę się już spać. Jest dość późno – szepnęłam. Gardło miałam całkowicie zaciśnięte.
- Odprowadzę cię.
- Nie trzeba – wstałam, strzepnęłam piasek z kolan i zaczęłam iść w stronę domu. Kiedy się odwróciłam, jego już nie było. Już nigdy go nie było.
                                                                    ***


,,Być może dla świata jesteś tylko człowiekiem, ale dla niektórych ludzi jesteś całym światem…’’

2 komentarze:

  1. Oooo... ; < Jakie to smutne, ale piękne. ; D Świetnie piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  2. nie podoba mi się. możliwe, że pisać umiesz, ale brak Ci dobrych pomysłów na opowiadania;)

    OdpowiedzUsuń