wtorek, 21 lutego 2012

PM cz.2

Już drugi raz cieszę się, że mogę podzielić się z Wami częścią siebie.
W tej części opowiadanie wreszcie zacznie się rozkręcać^^

                                                                         ***
Miesiąc później:

Oswoiłam się już trochę z wiadomością, jaką rodzice zafundowali mi niecały miesiąc temu – człowiek, który mnie wychował, tak naprawdę nie jest moim biologicznym ojcem… Na początku byłam na nich wściekła, szczególnie na mamę. Ale potem uświadomiłam sobie, że ten fakt niczego w moim życiu nie zmieni, że kocham mojego tatę tak samo jak wcześniej, a nawet jeszcze mocniej.
Kiedy wróciłam do szkoły, rówieśnicy wydali mi się strasznie dziecinni. Ich teksty, popisywanie się i ten okropny Artur... Myślałam, ze nic nie wiedzą o życiu. I wtedy na dobre się zakochałam. On był taki mądry i dojrzały…

Nie mogłam tak czekać w nieskończoność. Musiałam działać.

 Postanowiłam przyłożyć się do matmy, żeby Jacek mnie zauważył. Było mi dosyć ciężko się skupić, kiedy miałam z nim lekcje, ale nadrabiałam wszystko w domu. Doszło do tego, że z matematyki byłam najlepsza w klasie. Wkrótce zbliżała się olimpiada matematyczna, a ja, jako prymuska z tego przedmiotu, zostałam wybrana do reprezentowania szkoły. Jacek miał mi dawać indywidualne lekcje dwa razy w tygodniu!


Zdobyłam II miejsce. Było mi coraz trudniej żyć bez tych spotkań z Jackiem. Jemu chyba też… Dwa tygodnie później nie zdążył omówić mojego sprawdzianu, dlatego zostałam chwilę po lekcji. Tak długo rozmawialiśmy, że szkoła zrobiła się już całkiem pusta. Jeszcze z nikim tak świetnie się nie dogadywałam, nikt nie rozumiał mnie wtedy lepiej niż on. Woźna nie zauważyła, że jesteśmy w klasie i zamknęła salę na klucz… Od razu zaczęliśmy krzyczeć i uderzać w drzwi, ale nikt nie usłyszał. W końcu poddałam się i zrezygnowana usiadłam na podłodze. Jacek usiadł obok mnie. Przez chwilę patrzyliśmy sobie głęboko w oczy… Jego wielkie, zielone oczy…

Usłyszałam odgłos spadającego wiadra, a po podłodze lała się stróżka wody z płynem. Zdziwieni spojrzeliśmy w stronę drzwi. Stał tam woźny, który usłyszał nasze dobijanie się do drzwi! Od razu doniósł o wszystkim dyrektorce. Próbowałam się tłumaczyć, ale bez skutku… Wezwano moją mamę, która zasłabła, widząc Jacka.
- Nic pani nie jest? – dyrektor podbiegł do niej i podał szklankę z wodą. Mama wstała.
- Ja… Jacek…? – wyszeptała.
Spojrzał w jej stronę.
- Marysia? Nie, to nie możliwe! Chyba nie jesteś matką Olgi?!
Byłam kompletnie zdezorientowana.
- Zaraz, to wy się znacie? – spytałam.
- To jest twój biologiczny ojciec… - oświadczyła mama.

                                                                       ***

Co będzie później... dowiecie się w swoim czasie ;D 
Ach, jak ja lubię trzymać Was w niepewności...^^

10 komentarzy:

  1. x_O niee no teraz to na 1000% jeszczze tu wejde! z nieznanych przyczyn po takich zakończeniach mam ochote czytać dalej ;p
    Nie no świetne, jeszcze lepsze niż pierwsza część.
    Czekam na next ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne to . ; ]
    Trochę mnie zaskoczyłaś nie sądziłam że tak to się potoczy ; )

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna historia.
    zapraszam do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. super, super, ale to tej wzmiance, że jej ojciec nie jest jej biologicznym ojcem, domyśliłam się końcówki (tego posta) ;). Ale i tak prześwietne!! Obserwuję i zapraszam do mnie, też piszę opowiadania c:

    OdpowiedzUsuń
  5. Kobieto, jak możesz już na samym początku zdradzać wszystkie szczegóły? Mogłabyś się skupić na dogłębnych uczuciach, opisać te ich indywidualne spotkania, opowiadać o nich... Ty tylko wymieniasz fakty... Bardzo chaotycznie piszesz, mam nadzieję , że weźmiesz sobie moje uwagi do serca.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Co za idiota napisał to powyżej??? Na dodatek tchórz,bo anonim! Nieprawda! mi się to wszystko niesamowicie podoba pisz jak piszesz! <3

    OdpowiedzUsuń